TAMA: "Dobry klub to przede wszystkim społeczność, poczucie bezpieczeństwa, atmosfera i uczciwe podejście do ludzi"
Poznański klub TAMA to jedno z najciekawszych miejsc imprezowej mapy Polski. Imponujące wnętrze Wielkopolskiej Izby Rzemieślniczej, doskonały soundsystem, ale przede wszystkim znakomite bookingi i wierna od 10 lat temu miejscu publiczność.
Z okazji tego jubileuszu oraz czerwcowej celebracji na specjalnej imprezie w VTSS, rozmawiam z twórcami Tamy – Joaną oraz Arkiem Śmiłowskim. Dyskutujemy o historii klubu, zmieniających się modach i wyczuwaniu trendów, inspiracjach Berlinem, DJ-ach, którzy grają na pianinie w klubowej garderobie i klubie jako swoistym azylu, gdzie każdy może być sobą.
Artur Wojtczak: Trudno w to uwierzyć, ale wasz klub będzie w czerwcu ’25 świętował dekadę działalności. Obserwując historię klubów – nie tylko w Polsce – da się zauważyć, że ich cykl życia jest zazwyczaj krótki – często dwuletni. Wam udało się stworzyć stałe, kochane przez wielu miejsce. Pamiętacie dzień podjęcia tej decyzji?
Joana: To bardzo miłe, dziękuję. Tak, pamiętam ten dzień doskonale. W 2015 roku zamknęło się w Poznaniu kilka moich ukochanych klubów. Czułam pustkę. Z grupą przyjaciół podjęliśmy się wtedy ogromnego wyzwania: bez wielkiego budżetu, ale z ogromną pasją stworzyliśmy coś, co początkowo miało być tylko letnim miejscem, inspirowanym berlińskimi klubami nad Sprewą. Szybko przerodziło się to w coś znacznie większego. Po pierwszym sezonie musieliśmy zmienić lokalizację z powodu problemów z ciszą nocną. Niestety i tam nie zagrzaliśmy długo miejsca.
To wtedy poznałam Arka. Zakochaliśmy się, a on wsparł mnie w decyzji o szukaniu miejsca na całoroczny klub – z prawdziwego zdarzenia. Dziś wspólna pasja i praca doprowadziły nas tu, gdzie jesteśmy.
Arek: Dokładnie. Ja dołączyłem do Joanny pod dwóch latach zmieniając rolę z uczestnika jej imprez na ich współorganizatora. Zdecydowaliśmy, że po zamknięciu letniej TAMY zrobimy imprezę w klubie B17. Impreza wyszła całkiem dobrze, ale finansowy wynik naszego wspólnego debiutu okazał się daleki od założeń. Ale pokochałem te emocje związane tworzeniem czegoś dla innych i zdecydowaliśmy, że robimy razem klub.
Artur Wojtczak: Jakie cechy składają się na miejsce, które jest określane jako „dobry klub’?
Joana: Dobry klub to nie tylko dobre nagłośnienie i bookingi. To przede wszystkim społeczność, poczucie bezpieczeństwa, atmosfera i uczciwe podejście do ludzi – zarówno do artystów, jak i do publiczności. To także zespół – ludzie, którzy są zaangażowani i wierzą w to, co robią. Od początku chcieliśmy stworzyć miejsce, do którego chce się wracać.
Arek: Przyjąłem od początku sposób myślenia Joanny i po prostu staramy się, aby każdy czuł się u nas jak najlepiej: odwiedzający go klubowicz, artysta, pracownik bez względu na rolę jaką pełni. W ten sposób tworzymy synergię, która widać, że działa.
Artur Wojtczak : 10 lat to długi okres czasu, w którym wydarzyć się może wiele: zmieniają się style muzyczne, mody, na scenę klubową wkraczają nowe pokolenia. Który rodzaj zmian był dla was najtrudniejszy do zaadoptowania czy nawet zrozumienia?
Joanna: Zdecydowanie zmieniające się nawyki odbiorców. Kiedyś kluby i nieliczne festiwale były niemal jedynym miejscem spotkań dla ludzi kochających elektronikę. Dziś są media społecznościowe, streamingi, domówki. Klub musi walczyć o uwagę. Ale jednocześnie – dobra muzyka i prawdziwa energia zawsze będą niezastąpioną alternatywą.
Arek: Dla mnie najtrudniejszy był moment, w którym zobaczyliśmy, jak zmienili się klubowicze po okresie pandemii. Przeciętny klubowicz jest o 2-3 lata młodszy, kupuje bilety w przedsprzedaży -zdecydowana większość biletów to przedsprzedaż – powiedziałbym, że na 80%, oczekuje szerszej oferty barowej niż tylko dobry wybór alkoholi, chce też być bliżej DJ-a, z którym bardziej dzieli zabawę niż podziwia jego umiejętności. Zmiana ta nastąpiła dość szybko - stąd chwilę zabrało nim do niej się dopasowaliśmy.

Artur Wojtczak : Jak wspominacie czas pandemii? Czy ciężko było wam uwierzyć, że sytuacja w końcu się odwróci, że wróci wolność, euforia na parkiecie?
Joana: To był jeden z najtrudniejszych momentów. Pełna niepewność. Ale też ogromna solidarność ze strony społeczności – od artystów po publiczność. Zorganizowano nawet zrzutkę na naszą działalność. Gdy wróciliśmy, czuliśmy, jak wielki głód kontaktu i tańca był w ludziach. To dało nam niesamowitego kopa, żeby iść dalej.
Arek: Staram się już nie wspominać tego okresu za często poza miłymi chwilami, gdy Polska była „Ibizą Europy” i u nas obywały się imprezy podczas gdy cała Europa była zamknięta. Choć mogliśmy sprzedawać tylko 300 biletów to udało się nam ściągnąć kilka gwiazd, a każda impreza była wyprzedana.
Artur Wojtczak : Joana, ty często podkreślałaś, że najbardziej inspirował cię Berlin – położony zresztą blisko Poznania. Ceniłaś to tak charakterystyczne berlińskie techno, chropowatość klubów i brzmienia. Czy pracując nad koncepcją Tamy inspirowałaś się jakimiś konkretnymi klubami lub rozwiązaniami w nich użytymi np. w kontekście wystroju czy sound designu?
Joana: Tak, Berlin był i jest dla mnie inspiracją – nie tylko dźwiękowo, ale mentalnie. Berghain to dla mnie symbol konsekwencji i siły. Ale najwięcej nauczyłam się, organizując imprezy w różnych poznańskich miejscówkach – od SQ, Starej Rzeźni, przez Adrię, Modenę, 8 Bitów, Pawilon, aż po B17. Dzięki temu wiem, jak ważna jest jakość dźwięku i przestrzeni. Nasz budynek – siedziba Wielkopolskiej Izby Rzemieślniczej – sam w sobie ma niesamowity charakter. Nie chcemy go zmieniać, tylko podkreślać jego urok. Jeśli chodzi o nagłośnienie – jeszcze nie spełniłam wszystkich marzeń. Z biegiem lat inwestujemy stopniowo – od zawieszeń pod soundsystem po adaptację akustyczną. Chcemy, żeby Tama była nie tylko mocna brzmieniem, ale też przytulna i przemyślana wizualnie.
Artur Wojtczak : W jaki sposób dzielicie między siebie role w zarządzaniu klubem: co robi Arek, a czym zajmuje się Joanna?
Joanna: Ja ogarniam część organizacyjno-budowlaną – remonty, administrację, wszystko, co związane z infrastrukturą. Zapraszam także polskich DJ-ów do grania w Tamie. Duża czasu zabiera mi pomoc przy organizacji koncertów. Praca w klubie to robota na kilka etatów, ale mamy świetny zespół, który nas bardzo wspiera.
Arek: Ja mam dwie role. Jedną, którą uwielbiam, a drugą za którą nie przepadam. Jak się łatwo domyślić pierwsza, przyjemniejsza to zagraniczne bookingi. Druga to kwestie organizacyjne przede wszystkim księgowe i finansowe. Kto działa w tym biznesie w Polsce to nie są rzeczy łatwe i miłe.
Artur Wojtczak : W 2024 roku, berlińskie techno zostało uznane (po kilku latach starań i uzupełniania wniosków) za niematerialne dziedzictwo kulturowe UNESCO. Było to wielkie święto dla całej kultury klubowej, przekładające się nie tylko na inne, poważniejsze traktowanie sceny tanecznej, ale i konkretne działania osłonowe, podatkowe dotyczące klubów, które nagle zostały podniesione do rangi instytucji kultury wyższej. Czy macie marzenie, że stanie się to również w Polsce?
Joanna: Zdecydowanie. To pokazuje, że kultura klubowa to coś więcej niż zabawa – to forma ekspresji, przestrzeń wolności i kreatywności. Marzę, by i u nas została doceniona jako część kultury wysokiej i stawiana na równi z teatrami, operami. Bo na to zasługuje i przyciąga podobną ilość gości.
Arek: Tu się niestety różnimy, bo ja się nie łudzę, że coś takiego nasz czeka w Polsce. W sumie to chyba najbardziej bym się cieszył, aby władze lokalne i krajowe powstrzymały się od pomagania nam, bo jak podpowiada doświadczenie, efekty mogłyby być odwrotne do zakładanych.
Artur Wojtczak : Jak przez te lata prowadzenia swojego miejsca obserwowaliście zmiany w muzyce czy publice? Czy jesteście w stanie jasno stwierdzić, że np. dany gatunek się kończy, a młodzież zaczyna kochać już nowy nurt i musicie na to zareagować w swojej polityce bookingowej?
Joana: Tak, zdecydowanie. I tu Arek ma świetne wyczucie trendów. Ja bardziej działam z serca, on patrzy z perspektywy rynku. Dzięki temu potrafimy tworzyć program, który łączy nasze pasje z tym, czego szuka publiczność.
Arek: Myślę, że generalnie udaje się nam wyczuć potrzeby naszych klubowiczów i szczerze przyznajemy, że raczej się do nich dopasowujemy. Oczywiście ambitniej byłoby tak budować program, aby też kreować gusta – niestety to droga ryzykowna, ale na pewno o tym myślimy w przyszłości.
Artur Wojtczak : Oglądając szereg filmów o historii muzyki house czy tworzeniu się zrębów kultury techno w Holandii czy Niemczech, widzimy wspólny mianownik – ludzie szukali w klubach wolności, drugiego domu, swoistego schronienia, by choćby podczas nocy być sobą. W słynnym house’owym hymnie Kim English śpiewała: Everybody’s loving me for being me. God I never thought I could be so free. Nightlife – that’s where I wanna be!” . Czy tworząc Tamę mieliście poczucie misji, robienia czegoś na dłużej i na kształt „domu”?
Joana: Tak. Od pierwszych rozmów z miastem mówiłam: To nie dyskoteka, to miejsce, gdzie ludzie mogą być sobą. Dla artystów – przestrzeń do realizacji wizji. Dla publiczności – azyl, w którym nie ma oceniania, tylko wspólnota. Kiedyś ktoś napisał na ścianie toalety: Tama to moja mama – wzruszyło mnie to, bo właśnie tak chcieliśmy, by to miejsce było odbierane.
Arek: Z moich obserwacji mogę potwierdzić, że klubowe community ma coraz większe znaczenie. Na wielu imprezach pojawiają się grupy osób, które odwiedzają Tamę, ale też jeżdżą na duże wydarzenia w innych klubach no i oczywiście na Festiwale. Myślę, że to wpływ social mediów, które ułatwiają nawiązywanie relacji z osobami o podobnych zainteresowaniach. My to też zauważamy stąd facebookowa grupa licząca prawie 10 tysięcy zweryfikowanych członków.
Artur Wojtczak : Ściągając na granie niezliczone zarówno wschodzące gwiazdy jak i superstar DJ’s z pewnością mieliście masę ciekawych historii – czy możecie przytoczyć kto z artystów was najbardziej zaskoczył?
Joana: Oj, było ich mnóstwo! Aftery, rady, rozmowy do rana... Pamiętam, jak Reiner Zonneveld chciał nas po imprezie zabrać swoim private jetem prosto do Amsterdamu na jego kolejne granie, które zaczynało się za 4 godziny! Miło wspinam też spontaniczne b2b, które potrafią zaskoczyć. Ostatnio podczas mojego seta dołączył do mnie Marvin Jam, które miał wcześniej grał w Tamie koncert jako Beobe. Miał dołączyć na 30 minut a graliśmy razem ponad 2 godziny.
Arek: Ja też szczególnie lubię gości, których wizyty w Tamie nie ograniczają jedynie do zagrania seta i opuszczenia klubu. Rozmowy budują nie tylko relacje między klubem a DJ-em są też dla nas niezastąpionym źródłem wiedzy co robimy dobrze a co powinniśmy poprawić. Z ciekawostek opowiem Wam, że mamy w garderobie także stare pianino – czasami nasi goście spontanicznie na nim grają i nagle okazuje się, że DJ to nie tylko selekcja i miksowanie kawałków, ale solidne muzyczne podstawy szlifowane często od najmłodszych lat.

Artur Wojtczak : W mediach przewija się od jakiegoś czasu temat spowolnienia w branży klubowej: spowodowany wysokimi cenami, rezygnacją z alkoholu przez młodsze pokolenie, rozwinięciem się zwyczaju imprezowania w domu, jaki wykształciła pandemia. Czy zgadzacie się z tą tezą?
Arek: Ze wszystkim się zgadzam poza wysokimi cenami. Frekwencja na imprezach, gdzie trzeba zapłacić dużo za bilet, ale spotyka się gwiazdę i konkretną oprawę jest lepsza niż na imprezach, gdzie nawet wejście jest darmowe. W Tamie przed pandemią każda impreza z darmowym wejściem oznaczała prawie pełen klub a obecnie darmowe wejście jest wstanie zapełnić klub maksymalnie w 1/3. Stąd nasz wniosek, że wychodzimy rzadziej, jesteśmy wstanie wydać więcej kasy, ale oczekujemy czegoś extra co uzasadni rezygnację z imprezowania w domu lub zupełnie innej aktywności.
Artur Wojtczak : Jak widzicie się jako klub-instytucja w imprezowo-kulturalnym krajobrazie Poznania?
Joana: Zdecydowanie jesteśmy ważnym ośrodkiem. Poza muzyką klubową – goszczą u nas koncerty rockowe, hip-hopowe, popowe. Odbywają się spektakle, wystawy, kręcimy teledyski, organizujemy maratony tango, kiermasze charytatywne. Jesteśmy otwarci na wszystko, co kreatywne.
Arek: Wiele osób, które odwiedza Poznań podkreśla, że robi to z uwagi nasz klub. Czujemy się ważną częścią naszego miasta, w którym oboje z Joanną się urodziliśmy, pomimo tego ze strony władz Poznania spotykamy z całkowitą obojętnością lub z działaniami, które utrudniają nam funkcjonowanie. Przykładem niech będzie postawienie przy klubie słupków, które utrudniają rozładunek techniki koncertowej i postój Nightlinerów. Urzędnicy pozostali głusi na nasze argumenty a lokalni rządzący dostrzegają absurd obecnego rozwiązania tylko gdy zbliżają się wybory.

Artur Wojtczak : W życiu czy w przemyśle rozrywkowym wszystko dzieje się falami – jaka będzie kolejna, jaki trend zdominuje zwyczaje i muzyczne mody w klubach z muzyką taneczną?
Joana: Nie wiem. Mam nadzieję, że powróci house – to mój klimat i czuję, że wciąż ma potencjał. Trzymam kciuki za ten powrót.
Arek: Chciałbym się mylić, ale w czarnych barwach widzę szansy na powrót do tego co było. Ja spodziewam się, że jeszcze kilka lat należeć będzie to szybszego grania – mocniejszego i lżejszego, które tak dobrze się obecnie rozwija. Niezwykle ciekawy jestem, jak rozwiną się takie nowe koncepty jak granie Face2Face. Robimy pierwszą imprezę w Polsce z pionierami tego formatu, czyli ekipą 240 KMH. Zainteresowanie jest ogromne i jeżeli tylko spodoba się to klubowiczom chcemy często wracać do tej formy imprez.
Artur Wojtczak : Wasza urodzinowa celebracja 18.06. to również wielki – i jakże symboliczny booking – VTSS, której kariera rosła stopniowo i jest dziś wielką światową gwiazdą. Czego możemy się spodziewać po tej imprezie?
Arek: Na pewno specjalnej produkcji, która na długo zapadnie w pamięć. Nie jest to łatwe zadanie, ale mamy już pomysł. Będą też specjalne gadżety na 10-lecie, które mogą być doskonałą pamiątką tego dnia. Na dziedzińcu Tamy będzie działała druga scena z osobami, które grają z Tamą od wielu lat i zaczynali z Joanną. A naszej celebracji nie ograniczymy tylko do jednej imprezy, ale już szykujemy już kolejne wydarzenia m.in. z Hectorem Oaksem, który grał w 2015 roku na pierwszej Tamie i symbolicznie zagra po 10 latach.
Artur Wojtczak : Czego życzyć Tamie i oczywiście wam na kolejne lata?
Joanna & Arek: Wytrwałości, zdrowia, motywacji… i pełnego parkietu przy każdej imprezie. Niestrudzonych ludzi, którzy chcą z nami kontynuować tę misję.